Claude Lelouch i jego inspirujące rendez-vous

Co może uczynić filmowiec, gdy po ukończonym filmie pozostało mu jeszcze trochę niewykorzystanej taśmy? Może ją odsprzedać, schować do lodówki na kolejną produkcję, lub... użyć jej do eksperymentu. Czasem najprostsze pomysły są najlepsze.

Lelouch postanowił wykorzystać całą rolkę taśmy do nagrania krótkometrażowego filmu w jednym ujęciu! W grę nie wchodziły duble, a podstawą powodzenia miał być timing - gdyby taśma skończyła się przed zaskakującym finałem, cała inicjatywa poszłaby na marne.

Pomysł w stylu cinéma-vérité wydawał się zaskakująco prosty. Lelouch zamontował kamerę na przednim zderzaku swojego Mercedesa 450 SEL i o świcie wyruszył w szaleńczy wyścig z czasem przez Paryż. Celem podróży - a jakże - było spotkanie się z ukochaną dziewczyną (graną przez żonę reżysera).

Film "C'était un Rendezvous" doczekał się kultowego statusu nie tylko w środowisku kierowców rajdowych. Zarejestrowane przez kamerę dowody łamania przepisów drogowych stały się przyczyną problemów reżysera z wymiarem sprawiedliwości. Przez dłuższy czas nie ujawniano też kto siedział za kierownicą pojazdu, gdyż ujęcie POV pokazuje wyłącznie perspektywę kierowcy. Poniżej przerobiony film z uwspółcześnionym soundtrackiem w wykonaniu Kavinskiego:


Przez lata wokół dzieła narosło wiele kontrowersji. Lelouch podobno został aresztowany przez policję podczas pierwszego kinowego pokazu. Oprócz legend powstało też wiele hołdów i niezależnych remaków, m.in. w wykonaniu miłośnika szybkich samochodów Jaya Leno. Również i sam reżyser w roku 2006 przygotował reportaż making-of wracając na legendarną trasę od Porte Dauphine aż pod bazylikę Sacré Cœur. Trasa liczyła 10 kilometrów a maksymalna prędkość poruszania się wyniosła 140 km/h. Jak przyznaje twórca, jedyną ingerencją w nagrany w jednym ujęciu film było podłożenie dźwięku pochodzącego z jego drugiego samochodu, Ferrari 275GTB.


Pokaż Route C'était un rendez-vous na większej mapie

W 1976 roku, kiedy nikt jeszcze nie myślał o filmowaniu telefonem komórkowym z wymienialnymi kartami pamięci, zmarnowanie takiej ilości taśmy graniczyło z szaleństwem. Na szczęście film  - pomimo swej spontaniczności - został dobrze zaplanowany. Bo choć kierowca ścigał się z upływającym czasem (dyktowanym przez kończącą się taśmę w magazynku), to warunkiem sine qua non całego pomysłu było ostatnie ujęcie. Bez niego film nie miałby żadnej historii. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz