Teoria chaosu w obrazie filmowym

Kino od samego początku swego istnienia oferowało niesamowite wrażenia. Już pociąg wjeżdżający wprost na widownię w jednym z pierwszych dzieł braci Lumiere zwiastował do czego są zdolne sugestywne obrazy. Współcześnie coraz częściej oglądając filmy mamy do czynienia z teorią chaosu - ujęciami, które nie pozostają w żadnej relacji do siebie powodując zagubienie widza i przeładowanie jego zdolności percepcji. Filmy takie jak "Helikopter w ogniu", "Ultimatum Bourne'a", "Mroczny rycerz" czy "Domino", to przykłady na których Matthias Stork opiera główne tezy swego wideo-eseju. Co ciekawe, chaos nie dotyczy wyłącznie scen akcji, gdyż ma swoje zastosowanie również przy dialogach.


Jego zdaniem kino akcji można podzielić na okresy: klasyczny, intensyfikacji ciągłości oraz chaosu. Filmowcy przeszli długą drogę od starannego opowiadania - poprzez takie ujęcia by widz zawsze wiedział co się dzieje, gdzie się znajduje i kogo dotyczy akcja - do intensyfikowania ciągłości przy pomocy różnych ustawień kamery, zwolnionych ujęć, czy zbliżeń. Stąd droga do chaosu była już dość krótka. Widz ogląda serię niezwiązanych ze sobą, pozornie przypadkowych ujęć i kompletnie nie wie gdzie się toczy akcja. Jedynym punktem stałym w tym zamieszaniu jest dźwięk - znacznie wyraźniejszy. To ścieżka dźwiękowa pozwala zachować ciągłość akcji i orientację w wydarzeniach. Ponoć, gdy tracimy jeden zmysł jak np. wzroku (oglądamy nieostre, zaburzone ujęcia), inny zmysł wzmacnia percepcję. Stąd dbałość, by ścieżka dźwiękowa nie pozostawiała niedomówień (na szczęście).

Autor eseju twierdzi, że nadużywanie chaotycznych ujęć hipnotyzuje widzów wprowadzając ich w stan pasywny odczuwania akcji. W polemice z internautami winę za taki stan rzeczy upatruje w naturalnym rozwoju technologii: popularności teledysków, filmach kręconych telefonami komórkowymi publikowanymi na youtube, zaawansowanych opcjach zestawów montażowych czy w grach na playstation. Jednak w odróżnieniu od filmów, gry nie zawierają cięć, montażu czy inscenizacji. Niektórzy twierdzą, że ujęcia w stylu Tony'ego Scotta są sztuką samą w sobie - porównując dokonania reżysera do malarza Jacksona Pollocka, który tworzył swe dzieła rzucając farby na płótno (szczególnie, że Scott kształcił się na malarza).




Twórcą terminu "intensyfikacji ciągłości" jest David Bordwell, który m.in. w książkach "Film Art. Sztuka Filmowa" czy "The Way Hollywood Tells It" bada strukturę scen poprzez rozłożenie ich na czynniki pierwsze. W filmach, gdzie jedno ujęcie trwa średnio mniej niż dwie sekundy, nie ma miejsca na ustabilizowanie kompozycji, a nieustanne ostrzenie i ruch w trakcie ujęcia przenosi się na kolejne i kolejne co powoduje dużą nierównowagę. Zamiast wglądu mamy tylko przebłysk, bo bywa, że zmienia się ekspozycja, światło i kolor. Bordwell powołuje się na słowa Paula Greengrassa, który mówi: "Twój punkt widzenia jest ograniczony do oczu bohatera, zamiast do kamery która jest jak boży instrument o takiej choreografii, że zawsze znajduje się we właściwym miejscu we właściwej porze."

W eseju Unsteadicam chronicles Bordwell zauważa, że krótkie dynamiczne ujęcia mają dla fillmowców niepodważalną zaletę. Maskują bowiem słabości scenariusza, scenografii oraz... reżysera. A ponieważ montaż nie pozwala widzowi zrekonstruować wydarzeń krok po kroku, to każda postać może być superbohaterem, jeśli tylko zostanie odpowiednio sfilmowana. Stąd zapewne taka popularność filmów akcji z niekojarzonymi dotąd z tym gatunkiem aktorami takimi jak Matt Damon, czy Liam Neeson. Oczywiście jak w przypadku każdej stylizacji wszystko zależy od opowiadanej historii. Filmy wojenne typu "The Hurt Locker" czy "Helikopter w ogniu" z pewnością by utraciły na innym sposobie narracji. Czy faktycznie taki styl jest dla wszystkich, czyli że chaos - jak mawiał Joker - jest sprawiedliwy?

Poniżej wspomniany wcześniej wideo-esej w trzech częściach:




Zobacz też:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz