Mistrzowie reżyserii: Quentin Tarantino

Quentin Tarantino – reżyser, który w latach dziewięćdziesiątych znacząco odświeżył filmowy język – stał się już klasykiem. Zdobywca dwóch Oskarów za najlepszy scenariusz oraz Złotej Palmy w Cannes niedawno skończył 50 lat. Dla wielu kinomanów jest jednym z najchętniej omawianych twórców. I choć bezwstydnie żeruje na twórczości innych to – paradoksalnie dzięki temu - wypracował swój unikalny styl i wciąż zaskakuje swoich wielbicieli. 
Niektórzy - ze względu na miksowanie gatunków i samplowanie cytatów filmowych - nazywają go DJ-reżyserem. Mimo to nie sposób przecenić jego wkładu w rozwój sztuki filmowej. Ożywił amerykańskie filmy, gdy zaczynały być schematyczne i przewidywalne. Nauczył widownię celebrować sceny dialogowe, w których pozornie nic się nie dzieje. Przywrócił blask zapomnianym gwiazdom ekranu (John Travolta, Pam Grier, David Carradine) oraz wykreował nowe (Uma Thurman, Samuel L. Jackson, Christoph Waltz). Zamiast polegać na sprawdzonych kompozytorach korzystał z przebojów dawnych lat. W szkołach filmowych zniechęcano do naśladowania jego stylu,  a mimo to każdy filmowiec chciał robić takie filmy jak on.

NIESPEŁNIONY KINOFIL
[...] Swe pierwsze filmowe doświadczenie zaczął jednak zdobywać od nauki aktorstwa. I choć do dziś krytycy zarzucają mu, że powinien ocalić swe dzieła przed niespełnionymi ambicjami bycia na ekranie to on sam twierdzi że dzięki aktorstwu tworzy lepsze dialogi. Ponoć w pracy nad scenariuszem czyta wszystkie kwestie na głos wcielając się kolejno w każdą z postaci. W wywiadzie dla Playboya zdradził, że stosuje aktorską Metodę i wtedy wciela się w jednego z bohaterów również w życiu prywatnym. Dlatego pisząc „Jackie Brown” przez rok zachowywał się jak czarny gangster, a gdy tworzył „Kill Bill” zaczął przyozdabiać swój dom, gdyż mentalnie wcielił się w postać Panny Młodej. W tym szaleństwie jest metoda, bo dialogi jego pióra zapadają w pamięć i uchodzą za jedne z oryginalniejszych. Chętnie przenosi na ekran literackie środki wyrazu (jak np. podział na rozdziały, tomy, wątki poboczne), ale jest na bakier z gramatyką i ortografią. Anegdota głosi, że kiedy jego sekretarka poprawia mu błędy, on je na nowo przywraca, bo tak bardzo podoba mu się ich brzmienie. To dlatego „Bękarty wojny” w oryginalnym brzmieniu tytułu miały dwa błędy. [...]

PRZEPUSTKA DO SŁAWY
Fabuła „Wściekłych psów” była luźnym remakiem „Miasta w ogniu” Ringo Lama. Tarantino za pieniądze ze sprzedaży scenariuszy chciał kręcić film offowo: z udziałem znajomych, na czarno-białej taśmie 16mm. W tym czasie poznał jednak Lawrence’a Bendera, który przez swoje prywatne kontakty znał kogoś, kto znał Harveya Keitela. Udział sławnego aktora podniósł rangę produkcji oraz zapewnił rozgłos i potrzebny budżet. Dzięki temu kilka scen udało się zarejestrować podczas warsztatów Directors Lab na festiwalu Sundance w 1991 roku. Obecni tam mentorzy tacy jak Terry Gilliam, Volker Schlondorff czy Monte Hellman znacząco pomogli początkującemu filmowcowi, którego nazwali „małym geniuszem”. Rok później zrealizowany już film miał premierę na tym samym festiwalu, a potem zawędrował do Cannes. W tym samym czasie w kinie debiutowali też inni reżyserzy wyedukowani na filmach wideo: Richard Linklater, Kevin Smith oraz Robert Rodriguez. Jednak to wygadany Tarantino stał się nową gwiazdą popkultury, o której rozpisywały się pisma różnej maści. W końcu wypełnił nieuświadomioną potrzebę widowni tworząc boom na swój własny gatunek filmowy, choć istotnie jest filmowym kleptomanem, a po sieci krąży wiele filmików ukazujących skąd kradł swe najlepsze sceny. [...]


więcej  na stronie: MichalTalarek.eu oraz w czerwcowym numerze Digital Vision

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz